6/11/2017
2
getaway
,
holiday look
,
lifestyle
,
novamoda lifestyle
,
novamoda travels
,
Singapur
,
travel
,
trendy
,
weekend
,
wyjazd rodzinny
Singapur Top 10 czyli co warto zobaczyć w trzy dni będąc w azjatyckiej metropolii
Singapur w trzy dni? Gdyby ktoś zaproponował mi taką wycieczkę, uznałabym to za zupełnie szalony pomysł. Jak to, wielkie miasto w 72 godziny?! Gdy jednak okazało się, że mąż musi wyjechać na kilka dni w podróż służbową do Guangzu w Chinach, a przesiadać się będzie właśnie Singapurze, pomyślałam: „czemu nie?”. Po wylądowaniu na ogromnym lotnisku Changi, który stanowi punkt przesiadkowy między Europą a Azją i skąd startuje większość samolotów do Indonezji, Malezji czy na Bali, trafiliśmy do hotelu, następnego dnia pożegnałam męża, który miał kontynuować lot, a sama rozpoczęłam swoją singapurską przygodę.
Przygoda ta wydawała mi się od początku zwariowana i obawiałam
się, że to zbyt mało, by zwiedzić ponad pięciomilionową metropolię. Okazało się
jednak, że trzy dni w Sinapurze to strzał w dziesiątkę. Tyle czasu w zupełności
wystarczy, by zanurzyć się w tym niezwykłym miejscu, zobaczyć najważniejsze
obiekty i … po prostu zakochać się w tym mieście. Jeśli więc planujecie podróż
do Azji i przesiadacie się w Singapurze, warto zrobić parodniowy postój, wyjść na
miasto i przekonać się, że to miejsce niezwykłe.
Jeśli chodzi o najlepszy czas na zwiedzanie, to właściwie
nie ma tu większych ograniczeń, bo pogoda w Singapurze jest właściwie przez
cały rok podobna. Temperatura waha się od 25 do 35 stopni, generalnie jest dość
duszno, a często mogą zaskoczyć nas opady deszczu, szczególnie jeśli wybieramy
się do Azji w czasie monsunu zimowego, czyli w grudniu i styczniu. Dzięki temu ogromne i nowoczesne miasto jest tak zielone, wszędzie na każdym kroku wybija bujna i soczysta roślinność. Parki, drzewa na szczycie budynku, na tarasach - wszędzie.
Mnie osobiście zaskoczył brak słońca, które co prawda potrafi naprawdę mocno grzać, ale często
niebo jest szare, a powietrze ciężkie i wilgotne. Bardzo często zdarzają się
też niespodziewane deszcze! Dlatego też zawsze miałam w plecaku parasol i…
zapasową sukienkę – po kilku godzinach chodzenia mogłam wskoczyć w świeże
ubranie, a na wypadek deszczu miałam się w co
przebrać.
Miasto najlepiej zwiedza się w godzinach pracy urzędowej,
między 8 a 16. Ulice są wówczas puste. Po 16 z biur nagle wylewają się tłumy i
wówczas dopiero można odczuć typowy dla azjatyckich miast ścisk i gwar, w
którym przeciętny Europejczyk się gubi i nie czuje się zbyt komfortowo.
Harmonia
różnorodności
Singapur to właściwie miasto-państwo, które położone jest na
południu Półwyspu Malajskiego, a więc na szlaku handlowym między Indiami a
Chinami. Dzięki temu w czasach kolonialnych miasto to stało się jednym z
najważniejszych punktów na gospodarczej mapie świata. Co ciekawe, rozwój akurat
tego miejsca nie był dziełem przypadku, ale planem wizjonera Thomasa Stamforda
Rafflesa. To właśnie dzięki niemu miasto rozrosło się i usamodzielniło, by
ostatecznie w latach 60. XX w. zyskać niepodległość. W planach Rafflesa
Singapur miał być miastem handlu i harmonii, uporządkowanym, wygodnym do życia,
a jednocześnie wielokulturowym. Jego wizja spełniła się właściwie w stu
procentach.
W Singapurze obok siebie mieszkają Azjaci i Hindusi,
muzułmanie i katolicy, europejscy biznesmeni i robotnicy z Bangladeszu.
To miasto pełne kontrastów, ale wolne od napięć i konfliktów. To ciekawe, że
tyle grup etnicznych i religijnych jest w stanie w takim pokoju żyć obok siebie
tworząc świetnie prosperującą wspólnotę. Nikt nie słyszał tam o zamachach i terrozyzmie. Najważniejsze w singapurskiej
mentalności jest bowiem współdziałanie na rzecz rozwoju społecznego i
ekonomicznego.
To najbardziej ujmujące w tym mieście: jedność w różnorodności.
Tę barwność kultur szczególnie dobrze widać, gdy spacerując po mieście i
przechodząc się z jednej dzielnicy do drugiej, czujemy się tak, jakbyśmy
znaleźli się w zupełnie innym zakątku świata! Każda z dzielnic jest zupełnie inna, charakterystyczna w swoim klimacie. Obok zabieganych mężczyzn z
najbardziej szykownych garniturach przechadzają się kobiety w barwnych sari
albo mnisi z ogolonymi głowami, w pomarańczowych szatach. Niesamowite są także
kontrasty architektoniczne: szklane wieżowce są tłem dla tradycyjnych świątyń o
charakterystycznych „chińskich” dachach, które sąsiadują z kolorowymi domkami w
stylu kolonialnym.
Ten tygiel kultur dopełniają przyjezdni, którzy stanowią aż
1,5 miliona populacji Singapuru. Jako że była to niegdyś brytyjska kolonia,
jednym z języków oficjalnych jest angielski, co zdecydowanie ułatwia
komunikację z mieszkańcami. Warto w tym miejscu dodać, że są to ludzie bardzo
przyjaźni, otwarci i sympatyczni. Być może to wysoki poziom życia, dobre
zarobki, niskie podatki i darmowy Internet tłumaczą dlaczego singapurczycy
wydają się tacy zadowoleni z życia. Dodajmy do tego szybkie, czyste metro,
wysoki poziom szkolnictwa, dobrą opiekę medyczną i… otrzymujemy miasto idealne
do życia!
Miasto
prawa i porządku
Jedną ze składowych singapurskiego sukcesu jest z pewnością
harmonijny rozwój, porządek i nacisk na bezpieczeństwo. To miasto po prostu
stworzone dla biznesu, a przy okazji – dla turystów, którzy na marginesie spraw
służbowych mogą wypocząć i zwiedzić niezwykłe miejsca.
Gdy tylko wyszłam z hotelu, okazało się, że nie jestem
jedyną europejską dziewczyną, która zwiedza samotnie Singapur, podczas gdy mąż siedzi na spotkaniach. Na singapurskich ulicach spotkałam bardzo wiele
turystek z Europy, które z mapą w jednej ręce i aparatem w drugiej, przemierzały
czyste ulice. Choć nie znałam ani miasta ani ludzi, bez najmniejszego strachu
spacerowałam, odkrywałam, „gubiłam się” i „odnajdywałam” w zakamarkach, nie
czując najmniejszego zagrożenia. Przeciwnie, czułam się bardzo bezpiecznie i
komfortowo w tym obcym, a jednak bardzo przyjaznym mieście. Bezpieczniej niż można poczuć się w Europie, czy w niektórych zakątkach Polski.
Warto podkreślić, że Singapur jest miastem ze znikomą
przestępczością. Jeśli za wyrzucenie gumy do żucia na chodnik grozi grzywna
nawet do 1000 dolarów singapurskich, to trudno sobie wyobrazić, co grozi za
kradzież czy napaść. Kąpiąc się w basenie nie musimy się zatem martwić o
torebkę, aparat i portfel. Oczywiście są dzielnice, do których samotna kobieta
nie powinna zapuszczać się po zmroku, ale wynika to raczej z naszego rozsądku
niż realnego zagrożenia.
http://www.visitsingapore.com/
O Singapurze mówi
się, że to „Miasto Lwów” (z sanskryckiego singa-pur), a także… „miasto zakazów”.
Ostre przepisy regulujące każdy aspekt życia to jeden z elementów
charakterystycznych i niemal legendarnych, dlatego też turyści chętnie przywożą
koszulki z „zakazami” jako pamiątki z podróży. Warto w tym miejscu dodać, że
przylatując na singapurskie lotnisko można mieć ze sobą maksymalnie 3 litry
alkoholu i… jedną otwartą (!) paczkę papierosów. Za przewożenie narkotyków
grozi kara śmierci. Cóż, być może to jest właśnie singapurski sposób na spokój
i porządek?
Singapurskie
„must see”
Świetnym pomysłem na szybkie wstępne rozeznanie się, co chcemy zobaczyć
w obcym mieście mając zaledwie trzy dni, jest wycieczka na dachu dwupoziomowego
autokaru turystycznego. Przyznam, że to mój ulubiony sposób na poznawanie miejsc,
gdy nie mam wystarczająco dużo czasu na długie piesze wędrówki. Z pokładu autokaru
podziwiam widoki i „odhaczam” najważniejsze punkty na turystycznej mapie
miasta. Dzięki takiej przejażdżce nie tylko lepiej orientuję się w topografii
miasta, ale także od razu wiem, gdzie koniecznie musze pójść jeszcze raz i co
chcę zobaczyć z bliska, a nie tylko z siedzenia w autokarze.
Oto moje subiektywne, singapurskie „must see”, czyli miejsca, które mnie absolutnie zachwyciły
1/ Marina
Bay Sands – tak, jak Dubaj ma swój symboliczny „żagiel” – wieżowiec
Burdż al-Arab, tak Singapur ma luksusowy, górujący nad zatoką kompleks Marina
Bay Sands. To ogromna, zapierająca dech w piersiach konstrukcja, która składa
się z trzech wieżowców połączonych wspólną platformą w kształcie łodzi. Na 57.
piętrze znajduje się chyba najbardziej niesamowity basen na świecie, który
wydaje sie „wznosić” w powietrzu. Kąpiąc się w ciepłej wodzie podziwiamy
zapierającą dech w piersiach panoramę miasta. Jeśli dodamy do tego palmy,
drinki, a wieczorem sączące się z głośników zmiksowane, house’owe rytmy, możemy
uwierzyć, że jesteśmy w raju. Żeby zobaczyć basen i zapierający dech w piersiach widok z niego, nie musimy być gośćmi hotelowymi, za dodatkową opłatą (biletu:) można wjechać na sam szczyt, podziwiać i chłonąć wyjątkową atmosfere miejsca.
Marina Bay Sands to nie tylko basen, ale gigantyczny
kompleks, w którym poza hotelem, znajduje się także kasyno, ogród botaniczny i
oczywiście galeria handlowa. Butiki, w których torebka Gucci to tylko „tani
dodatek” i 200-metrowe sklepy z trzema zegarkami, kosztującymi tyle, co
przeciętne mieszkanie – to robi wrażenie. To warte odwiedzenia miejsce, w
którym można popływać weneckimi gondolami i które onieśmiela swoim luksusem.
photos via: marinabaysands.com
photos via: visitsingapore.com
photos via: marinabaysands.com
photos via: visitsingapore.com
2/ Gardens
By The Bay – trudno wyobrazić sobie wizytę w Singapurze bez
odwiedzenia magicznych ogrodów. Za dnia to niezwykły ogród, w którym tropikalna
roślinność splata się z futurystyczną architekturą. To najdoskonalsze
połączenie natury i myśli technicznej, jakie można sobie wyobrazić. Po zmroku
zaś to miejsce staje się czystą magią: gra świateł i muzyki wśród roślinności
robi niesamowite wrażenie. Wystarczy po prostu tam być, przycupnąć na chodniku
i chłonąć ten niezwykły spektakl.
3/ Orchard
Road to główna ulica handlowa Singapuru. Można tam dotrzeć
metrem, ale jeszcze przyjemniej zaplanować spacer przez bardzo ładną dzielnicę
rządową. Wzdłuż Orchard Road ciągną się niezliczone butiki, sklepy i galerie
handlowe: od Prady, Diora i Chanel, gdzie ceny przewyższają europejskie standardy,
aż po nasze ulubione sieciówki takie jak Mango, Zara czy Abercrombie and Fitch.
Nowoczesne bryły budynków i kolonialna zabudowa z czasów Imperium Brytyjskiego
– oto kontrasty Singapuru na jednej ulicy. Warto wiedzieć, że właśnie tutaj, w
niebieskim budynku WISMA znajduje się siedziba Ambasady RP.
4/ Boat
Quay – Clarke Quay – Robertson Quay – to zabudowa wzdłuż głównej rzeki
Singapuru. Idąc od strony Marina Bay Sands mijamy niezliczone knajpki, bary,
kawiarenki „przyklejone” do nadbrzeża przy Boat Quay. Za tymi małymi,
urokliwymi budynkami wznosi się ściana wieżowców wielkiego centrum
finansowo-handlowego. Po drugiej stronie rzeki wydać budynek Parlamentu i
Muzeum Cywilizacji Azjatyckich, a nieco wcześniej – majestatyczny gmach dawnej
poczty – Fullerton Hotel. Warto zresztą zajrzeć w te okolice chociażby po to,
by zobaczyć jeden z polskich „znaków” w mieście– odsłoniętą przez Aleksandra
Kwaśniewskiego tablicę pamiątkową stałego bywalca Singapuru – Josepha Conrada
czyli… Józefa Korzeniowskiego.
Idąc Boat Quay dochodzimy do Clarke Quay zdominowanego przez
kluby i bary z głośną muzyką. To dość kiczowate i drogie miejsce, ale warto je
odwiedzić chociażby po to, by zobaczyć „nocną” stronę Singapuru. To tu bowiem,
po 22:00 zaczyna się drugie – imprezowe życie miasta.
5/ Centrum
Finansowe – ciekawym tłem dla zatoki jest nowoczesne Centrum
Finansowe, czyli kompleks drapaczy chmur. Stojąc „u stóp” wieżowców, trudno
dostrzec ostatnie kondygnacje nowoczesnych „szklanych domów”, w których swoje
siedziby mają największe przedsiębiorstwa z całego świata. Aby nieco zmienić
perspektywę, polecam odwiedzić bar na szczycie wieżowca One Raffles Place,
gdzie pijąc kawę możemy podziwiać piękną panoramę miasta.
Dzielnica „wieżowców” ma tak naprawdę dwa oblicza. Koło
południa to miejsce całkowicie wyludnione, które nagle, po 17:00 jest zalane
przez tłum biznesmenów, którzy w 30-stopniowym upale, przy wilgotności
powietrza sięgającej 90% ubrani w garnitury spieszą się do swoich domów.
photo via: visitsingapore.com
6/ Chinatown – chyba każde miasto ma swoją chińską dzielnicę. Ta w Singapurze jest jedną z najstarszych części miasta, a najlepiej dotrzeć do niej powolnym spacerem z Centrum Finansowego. Największe wrażenie robi architektura, a szczególnie tradycyjne i niezwykle klimatyczne budynki świątyń. Oszałamiające, bogato zdobione wnętrza przenoszą nas natychmiast do zamierzchłych czasów chińskiej historii. Do świątyń śmiało można wchodzić, okrywając się specjalnie wypożyczonymi chustami.
Ponadto w chinatown można skosztować najlepszych i, co ważne, oryginalnych chińskich potraw, zaopatrzyć się w pamiątki i bibeloty na jednym z wielu pachnących przyprawami i owocami stoisk.
7/ Arab
Street – nie mniej urokliwa jest dzielnica arabska, pełna małych
kawiarenek z sziszami rozsiewającymi orientalne i owocowe wonie. Poza typowo
arabskimi ornamentami, znajdziemy tutaj budynki z czasów kolonialnych.
Zadowoleni będą także miłośnicy orientalnych smaków i arabskich produktów,
które można kupić w lokalnych sklepikach. Dzielnica ta to jedno z nielicznych
miejsc w Singapurze, do którego lepiej nie zapuszczać się samotnie po zmroku.
8/ Little
India – kolejną wspaniałą dzielnicą są „małe Indie”, czyli duża,
barwna i przepełniona chaosem dzielnica indyjska. O ile chińskie i arabskie kwartały
spotykamy w innych miastach, o tyle to miejsce jest wyjątkowe i aż kipi ferią
barw. Restauracje, sklepy z tanimi ubraniami, a do tego kobiety w pięknych,
kolorowych sari, kapłani i wspaniałe świątynie – to właśnie „kawałek” Indii w
środku Singapuru. To fascynujące miejsce, ale samotne turystki raczej nie
powinny zjawiać się tu po zmroku w weekendy, kiedy dzielnicą tą „rządzą”
robotnicy z Indii i Bangladeszu szukający rozrywek. Za dnia jednak miejsce to
jest bardzo bezpieczne i zdecydowanie warte odwiedzenia.
9/ National
Museum of Singapore – to biały, wielki gmach wypełniony dobrze
opowiedzianą historią. Muzeum miasta nie ma nic wspólnego z placówkami, w
których oglądamy kolejne gablotki i czytamy opisy. Przystępne i interaktywne
muzeum to dobry pomysł szczególnie na deszczowy dzień w Singapurze.
10/ Sentosa –
położona na wyspie część Singapuru to królestwo rozrywki, plaż i… kiczu. To
świetne miejsce dla rodzin z dziećmi, które kochają wesołe miasteczka. Na wyspę
można dostać się taksówką lub kolorowym monorail – specjalną kolejką na jednej
szynie, która odjeżdża z najwyższego piętra centrum handlowego VivoCity.
Pierwszy przystanek to Universal Studios – wesołe miasteczko inspirowane
popularymi filmami, a ostatni to wrota do prawdziwej krainy zabawy. Znajdziemy
tam plaże, bary, parki rozrywki, największe centrum latania „wewnątrz” czyli
indoor skydivingu, ale i luksusowe centra spa, gdzie w ciszy i spokoju można
odzyskać siły.
11/ Ogród
botaniczny – założony w połowie XIX wieku jeszcze przez brytyjskich
kolonizatorów zachwyca egzotyką. Jeśli kochacie storczyki, nie możecie ominąć
tej liczącej tysiące okazów hodowli. Warto wspomnieć, że to jedyny ogród
tropikalny wpisany na listę światowego dziedzictwa Unesco! Przy okazji można
znaleźć kolejny polski akcent – pomnik Chopina podarowany przez Polaków w 2008
r.
To oczywiście tylko kilka punktów na mapie. Każdy zakątek
Singapuru był dla mnie odkryciem czegoś nowego i zaskakującego. Kontrasty,
różnorodność, nowoczesność w azjatyckim wydaniu, przyprawiona szczyptą
Dalekiego Wschodu to zdecydowanie to, co w Singapurze najbardziej mnie uwiodło.
Singapur to zdecydowanie jedno z tych miejsc, w których warto na chwilę się
zatrzymać, nawet jeśli to tylko krótki przystanek w drodze na wakacje czy
biznesowe spotkanie.
Ale piękne miejsce! Na pewno masz cudowną pamiątkę, no i oczywiście miłe wspomnienia. Mnie od zawsze marzy się Nowy Jork, ale myślę, że jeszcze poczekam na realizację tego marzenia. Myślę jednak, że jak najbardziej warto o Nowym Jorku sobie czytać np. na stronie https://nowyjork.pl/ . Będziecie zaskoczeni, ile ciekawych informacji można dowiedzieć się z kilku informacji, które napisane są bardzo dobrze i każdy szczegół jest przedstawiony. Polecam sprawdzić taką lekturę!
OdpowiedzUsuńMiejsce naprawdę cudne również się wybieramy tam w te wakacje, mam nadzieję, że będę zadowolona tak samo jak ty z wakacji. Jedziemy samochodem na cały miesiąc się wybieramy w te piękne miejsce. Mam już sprawdzonego mechanika do sprawdzenia samochodu na tak długą podróż. Może coś jeszcze doradzisz co pasuje zabrać ze sobą lub też sprawdzić?
OdpowiedzUsuń